piątek, 18 stycznia 2013

Księga skarg i zażaleń :)

Przychodzi taki czas, że człowiek musi sobie ponarzekać. Na sportowców, na kibiców, na zasady, po prostu żywić hejta. I dziś ten dzień nadszedł. Ponarzekam, przetoczę parę swoich racji. Pewnie dość spornych, pewnie w wielu kwestiach się pomylę. Ale gdzieś muszę temu dać upust a na wasze nieszczęście owym miejscem został ten blog. (A tak naprawdę, im bardziej kontrowersyjny artykuł, tym więcej czytelników, that's the reason)

Ale na początku chcę przypomnieć o Mistrzostwach  Świata w Hiszpanii, gdzie dzielnie walczą nasi szczypiorniści. Od razu chcę zaznaczyć - panie i panowie, nie wymagajmy za dużo! Mówimy o zespole, który rok temu był w, przepraszam, ale inaczej tego nie ujmę, był w czarnej dupie i krążył po omacku, a respekt tworzyliśmy tylko na podstawie dokonań z lat ubiegłych, a nie dzięki naszej grze. Pan Biegler podejmując pracę selekcjonera na pewno wiedział co go czeka. A czekało go w krótkim czasie zebranie zespołu w jedną całość, wprowadzenie do kadry debiutantów i przygotowanie ich do MŚ. I sądzę, że mu się to udało. Owszem, różowo nie jest, czasami nasi biegają po tym boisku jak obłąkani we mgle, ale dużo akcji napawa optymizmem. A tym, którym brakuje pana Wenty - nie martwcie się, zostało coś po tamtych czasach. Uwielbiamy przejebać cały mecz, tylko po to by pod koniec schodzić na zawał :)

Magiczne punkty w skokach narciarskich
Ja nie wiem. Na prawdę. Ja chyba jestem jakaś ograniczona umysłowo albo mój poziom inteligencji jest niższy niż reszty ludzi oglądających skoki, ale ja OGARNIAM PUNKTY. Nie wiem czy to powód do chwalenia się, ale jak tak nie których słucham to sądzę iż jednak tak. Ale powiedźcie mi, co w tym takiego trudnego? Masz punkty: za styl, za wiatr, za belkę no i oczywiście za odległość. Ja wiem, wiem. Że według wielu to już nie te skoki co za czasów Małysza. Że teraz nie trzeba skoczyć najdalej, że wystarczy opanować "system belkowy". Ale przy obecnym stanie technologii, która umożliwia nam wymierzenie wszystkiego co idzie (uważajcie, zaraz obliczą objętość kosmosu) nie logicznym było by nie korzystać z tego. Dlatego punkty za wiatr są dla mnie dobrym rozwiązaniem, a kto się nie zgadza ten głupi. Owszem, "dobry skoczek poradzi sobie w każdych warunkach" - no tak, ale jest znaczna różnica czy skoczkowi wieje pod narty czy w plecy. Z naturą nie wygrasz panie, więc albo zaczniemy udawać że nic z tym się nie da robić  i albo konkursy będą wyglądały jak loteria, albo zaczniemy rekompensować straty wyrządzone przez siły natury (i nie dmuchajcie naszym pod narty, bo punkty odejmą!). Jednak majstrowanie przy belce przez sędziów, nie powinno być rekompensowane, bo to w tym momencie wypacza normalną rywalizację. Co do przesuwania belki wszystkim zawodnikom, to jeszcze jakoś się nie zdecydowałam, bo niby dobrze, ale jednak źle...
W ogóle, temat wziął się stąd że pod czas jednego z konkursów Kamil skoczył, bodajże, 142 metry, następnie skoczył Schliri, krócej, ale go wyprzedził. Na twitterze wybuchło wielkie poruszenie, że jak to? że dlaczego?! że te punkty są do dupy! Także pozwolę wyjaśnić nie poinformowanym : po 1. Kamil dostał o wiele mniejsze noty za styl (przy takiej odległości lądowanie z telemarkiem to rzecz niemożliwa), po 2. magiczny "system belkowy" a po za tym Kamil miał lepsze warunki. I co nadal problem z ogarnięciem, dlaczego tak a nie inaczej?

Gdy Cule woli obejrzeć mecz Realu niż BVB - wiedz, że coś się dzieje!
Wiem, temat wałkowany milion razy, pewnie wielu was tym już rzyga, ale cóż. TVP po raz kolejny wykazało się ignorancją co do reszty świata, zwaną nieFani BVB.  No tak, w końcu komentatorzy muszą sobie powzdychać "do pięknych zagrań Piszczka, idealnych asyst Błaszczykowskiego i do cudnego Roberta Lewandowskiego  co to postrachem boisk światowych jest". To nie jest tak, że ja ich nie lubię. A gdzie tam panie. Chociaż powiem wam, że kiedyś Lewego lubiłam bardziej. Ale przyszli komentatorzy i zaczęli się nim podniecać... i cały urok gdzieś prysnął.  Może to dlatego, że nie lubię takich piłkarzy, co niby genialni, dziennikarze sportowi dostają szału dupy na jego widok, a nic z reprezentacją ugrać nie umie. No bo sorry.  czy w takim momencie można mówić o geniuszu? A paru znajdzie się takich piłkarzy, i to nawet z górnej półki (nie, Lewy tam się nie znajduje). Po za tym, wracając do tematu. Ja do TVP raczej nic nie mam - biegi są, skoki są, mecze reprezentacji w nożną i ręczną są, transmisja z Euro2012 była bardzo dobra, a to jak transmitowali IO to trochę inna sprawa. Ja bym zrozumiała gdyby tu było głosowanie, to wtedy bym się nie kłóciła. Ale to była decyzja TVP, a ich argumenty, które przedstawili, są tak żałosne, że mózg wyparowuje i wycieka dziurkami od nosa. Może na prawdę, niech TVP odpuści sobie piłkę nożną, a zajmie się transmisjami, które na prawdę im wychodzą i niech zapamiętają że nie zawsze Polak = oddany fan BVB.

Słów kilka na temat nauczycieli wychowania fizycznego...
Temat, nad którym siedziałam już mnóstwo godzin i który niesamowicie zmusza do refleksji. Za razem na wstępie przepraszam, jeżeli kogoś urażę bo wiem że istnieją świetni wuefiści, jak i ostatni palanci.
Tak narzekamy, że nie odnosimy sukcesów sportowych. A jak już odniesiemy to rzadko i nie jesteśmy w stanie wyciągnąć z tego nauki, bo myślimy że świetni sportowcy sami się naprodukują. Oni się nie naprodukują, jeżeli nie odkryją że kochają sport. Że przyjemność sprawia im kopanie piłki, bieganie, skakanie, pływanie. Na początku nie wymagajmy cudów, nie wymagajmy by dziesięcioletnie dziecko pokochało piłkę ręczną, która łatwą grą nie jest. Na początku postarajmy się by dzieci nie przychodziły na lekcje wychowania fizycznego jak na ścięcie. Tak nie wiele potrzeba by te zajęcia były atrakcyjne dla uczniów. Niby nie wiele, ale często to przerasta - chodzi o zaangażowanie. Wuef nie ma polegać na tym, że dzień po dniu na sali stoi rozłożony tor przeszkód albo daje się dzieciom piłkę i obserwuje się z nadzieją, że jakoś dokopią tą piłkę do bramki, nie będą kłócić się czy był spalony czy nie a damska cześć zespołu nie będzie uciekała przed piłką. Ale niestety - tak zazwyczaj to wygląda. A wystarczy tak nie wiele. Naprawdę.
Niby szkoła podstawowa, klasy 4-6, to czas na uczenie się podstaw. Matematyki, języka polskiego, przyrody, historii... ale wuef jest jakoś pomijany. Nie wiem z czego to wynika, bo na moim przykładzie muszę stwierdzić, że im wyższy poziom edukacji tym lepszy mój rozwój fizyczny i większe zaangażowanie w lekcje wychowania fizycznego. Może to wina systemu - może zamiast robić te durne testy na szybkość, wytrzymałość, gibkość, siłę rąk itp. zająć się tymi dzieciakami i pokazać im jak biegać 600m, by po połowie nie umierać z wycieńczenia. Może pokazać im, krok po kroku, jak obchodzić się z piłką kopaną, wyjaśnić zasady i pokazać płci pięknej że to nie tylko sport zarezerwowany dla samców. Może nauczyć ich podstaw wszystkich gier zespołowych, po to by w gimnazjum nie usłyszeli "a w podstawówce was tego nie nauczyli?!". A to sprowadza się później do tego, że takie elementy jak dwutakt czy odbijanie piłki sposobem dolnym przerabiane jest po raz tysięczny, a młodzież nie ma pojęcia jak rozgrywać lub atakować, ba, odbierać też nie umieją. Ważne by piłka przeleciała. Na dodatek taki system szkolenia jest również przyczyną nadwagi u osób młodych. "Nie, bo siedzący tryb życia jest spowodowany komputerem i telewizją" ktoś powie. Ale zauważcie, że dzieciom brak bodźców zachęcających do aktywności fizycznej. Teraz dzieci trzeba zaciągać by wsadziły swe tyłki na siodełko od roweru. Już nie mówię o rolkach czy deskorolkach...
Ja, niestety, sama jestem jestem przykładem owego systemu. Dla mnie zajęcia wychowania fizycznego w szkole podstawowej były czymś, co kojarzyło mi się z nudą, monotonią i zmęczeniem. Dopiero w gimnazjum coś zaczęło się dziać, sport zaczął mi przynosić satysfakcję, nauczyłam grać się w kosza i siatkówkę, rozpracowałam o co w tym wszystkim chodzi, a i sama zaczęłam się bardziej interesować różnymi dyscyplinami i stałam się kibicem z krwi i kości. Odkryłam również, że aż tak źle z moją sprawnością fizyczną nie jest, że całkiem dobrze wychodzi mi granie w koszykówkę, a i w siatkówkę, jak na amatora, całkiem nieźle. Ale tak sobie myślę, że to jednak trochę późno. I myślę, że nie tylko ja tak mam. Bo, gdybym odkryła zamiłowanie do sportu wcześniej, to kto wie, w jakim miejscu dziś bym była. I otwarcie mówię - wszystko wina wuefistów.

Jeżeli udało Ci się przeczytać moje grafomańskie wypociny to gratuluje. Jeżeli zgadzasz się z moimi poglądami - to witaj w armii Ministry. A jeżeli nie to :
Ale i tak - chcę poznać wasze zdanie :)