środa, 7 listopada 2012

Odrobina prywaty czyli jak Ania została Ball Kids :) cz.2

W poprzedniej wpisie przedstawiłam Wam jak udało mi się zostać jedną z Ball Kids. Dzisiaj zdam Wam relację z 10. czerwca 2012 - dnia w którym stałam na murawie na stadionie, trzymając w rękach Tango 12 i obserwowałam na żywo mecz. Ale od początku...
Zbiórkę w McDonaldzie mieliśmy ustaloną na 12, a jako że do Poznania mam nie daleko (nie całe 70 km) wyjazdu wcześnie nie planowaliśmy. Z obawy przed korkami, zagubieniem się i innymi sprawami losowymi wyjechaliśmy o 10, jednak na miejscu byliśmy już lekko po godzinie 11. Zostaliśmy ładnie przekierowani na specjalny parking dla wszystkich uczestników programu, a następnie zasiedliśmy w specjalnie oddzielonej części restauracji. Oprócz osób z Ball Kids, byli również z nami uczestnicy Dziecięcej Eskorty McDonald's, Z tego co podsłuchałam ( wiem, wiem, nie ładnie podsłuchiwać) dostać się do Eskorty wcale nie było tak łatwo. Dzieciaki, oprócz tego że musieli wybrać je z tysiąca zgłoszeń, to jeszcze musieli przejść specjalne szkolenia, gdzie zostawali ostatecznie wybierani. Po raz pierwszy zdarzyło mi się, że w McDonaldzie to do mnie podchodzili i pytali się co chcę, a nie że to ja musiałam się pofatygować do kasy. Doprawdy, wspaniałe uczucie. Gdy pochłonęliśmy to co zostało nam za sponsorowane przez Adidas, zjawili się przy nas nasi opiekuni, dali rodzicom do wypełnienia formularze, wyjaśnili jeszcze raz jaki jest program. Po załatwieniu wszystkich spraw formalnych rodzice zostawili swoje pociechy, w które wepchnęli jeszcze porcję McFlurry'ów. Wierzcie mi lub nie, ale nie pamiętam kiedy ostatnio się tak nażarłam w Macu.. . O godzinie 14 wsiedliśmy do busu, który zawiózł nas prosto pod stadion. Uwierzcie, nigdy nie widziałam tak wypasionego busu. Biała tapicerka, siedzenia (chyba) skórzane, wykończone drewnem. Czułam się tak ekskluzywnie :D Po zajechaniu na parking (na początku ponoć wjechaliśmy nie na ten gdzie trzeba) zostało rozdane nam nasze obuwie. Po przeczekaniu parunastu minut i załatwienia jakiś kolejnych formalności, udaliśmy się na stadion, gdzie przeszliśmy rutynową kontrolę (przeszukiwanie nas i naszych toreb) i zaprowadzono nas to naszego pomieszczenia, znajdującego się poniżej poziomy murawy :D Nie był to niczym wyróżniający się pokój, opiekunowie mówili że są lepsze. Na wstępie od razu rozdano nam nasze dresy, buty, getry i inne cuda. Niestety rozmiarówka była tylko męska i dziecięca, także moje spodnie od dresu są zdecydowanie za duże (mniejszych nie przecisnęłam przez tyłek -.-). Jako że na 12 osób, tylko trzema osobami były dziewczyny, potulnie udałyśmy się do łazienki by przebrać się w spokoju. A tam mój nowy telefon, który nawet nie miał tygodnia, zaliczył pierwszy upadek - z wysokości toalety na posadzkę wyłożoną płytkami. Tak cudownie jest obserwowanie leżącej osobno obudowy, tylnej klapki i baterii.
Ale mniejsza o to. Po przebraniu się udaliśmy przywitać się z poznańską murawą, która o dziwo nie okazała się tak tragiczna, jak to wszyscy mówili (albo patrzyłam nie tam gdzie wszyscy). Wiecie co mnie rozwaliło na cząsteczki elementarne? Płat trawy leżący sobie na daszku osłaniającym "lożę szyderców" :D Po zapoznaniu się z najważniejszym miejscem obiektu, udaliśmy się do "holu" (?), pomieszczenia gdzie stoi ścianka oraz gdzie piłkarze czekają na wyjście na murawę. Tam spotkaliśmy się z przedstawicielką UEFA, która opowiedziała nam jakie są nasze zadania i ogółem o tym co będzie się działo. Ku mej radości, mimo że mówiła do nas po angielsku rozumiałam sporą część wypowiedzi. Po tym krótkim, ale jakże owocnym spotkaniu wróciliśmy do naszego pokoju, gdzie w spokoju przeczekaliśmy w spokoju następne godziny. W między czasie chłopacy grali w FIFA12 (ja tego nie tykałam, nie umiem w to grać :<), dostaliśmy kolejny posiłek (kanapka,ciastka,ciastka, batonik muesli aka "śrut", jabłko) i przemykaliśmy do pokoju, gdzie znajdowały się dzieciaki z Flag Team i Eskorty McDonalda ze względu na jeden, prosty powód - posiadali lodówkę pełną picia ufundowanego przez oficjalnych sponsorów EURO2012 - po prostu żyć, nie umierać (a ja sobie udowodniłam, że mi iż butelka ma "dzióbek" to i tak jestem w stanie się poplamić -.-). Chwilę zajęli nam również jacyś kamerzyści (chyba Włosi o.O), którzy prosili nas o wyjście z pokoju i ruszenie w stronę wyjścia na boisko, gdyż oni chcieli to nakręcić. Jak powiedzieli, tak też zrobiliśmy. Mieliśmy jeszcze wyjść na próbę, ale wyżej wymienionym grupom się przedłużyło i nie zdążyliśmy  Oczywiście nie mogliśmy przegapić spotkania Włochy-Hiszpania (większość z nas była za La Roją, ja zaliczałam się do tych kibicującym Azzurri). I tak właśnie dotrwaliśmy do godziny 20, która oznaczała stan całkowitej mobilizacji.
Wybiła godzina zero - let's show beggining!
Przyodziani w swoje dresy i kurtki przeciwdeszczowe od Adidasa (które, niestety, trzeba było oddać) wkroczyliśmy dzielnie na murawę. Mimo, że do meczu było jeszcze sporo czasu to na boisku i trybunach działo się, oj działo. Piłkarze obu drużyn przeprowadzali rozgrzewkę, swoje miejsca zajmowali kibice Chorwacji i Irlandii  widzów rozgrzewali małe grupki tanecze obu drużyn w rytm ich "piłkarskich hymnów". Mnie na początku zainstalowano przy kibicach Chorwackich (dokładną rozpiskę gdzie, co i jak zamieszczę niżej), którzy od razu nie przypadli mi do gustu - nerwowi, agresywni, wykłócający się z ochroną i hałaśliwi, jednak w ten negatywny sposób. Więc wyobraźcie sobie jaką ulgą było usłyszenie od opiekuna, że zaraz ktoś przyjdzie i mnie zmieni, a ja dla swoje bezpieczeństwa zostanę oddelegowana do koło kibiców Irlandzkich. Jednakże, mój zmiennik przybył ledwo prawie równo z wejściem piłkarzy na boisko, także zaliczyłam szaleńczy spring dookoła murawy w trakcie hymnu Chorwacji - nawet nie wiecie jak momentami było mało miejsca, aż musiałam iść bo bałam się że w coś wpadnę. Gdy dotarłam na moja nową pozycję rozbrzmiewał hymn Irlandii, po którym padł pierwszy gwizdek. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaki ogarnął mnie stres - czy dobrze podam piłkę, czy będę miała ja rzucić czy przekazać do ręki, co jak nie będę wiedziała komu podać lub co gorsza piłka poleci w trybuny, a kibice nie będą chcieli jej oddać (tak, tak. Nie wolno zabierać piłek, wszystkie piłki używane pod czas meczu muszą wrócić z powrotem do osoby odpowiadającej za dany mecz). Mecz z wysokości murawy wygląda definitywnie inaczej - wszystko wydaje się szybsze, mocniejsze, bardziej niebezpieczne. Pomimo iż piłkę podawałam tylko raz, jakiemuś zawodnikowi z Chorwacji, to i tak było cudownie stać tam i słuchać radosnych śpiewów Irlandczyków. Niestety, Chorwaci nie dorównywali Wyspiarzom w dopingu, chociażby tym iż po każdej zdobytej bramce wyrzucali race na boisko (gdybym stała cały czas tam gdzie na początku, to nad moją głową przeleciałaby każda z nich). Spotkanie wbrew mym oczekiwaniom okazało się naprawdę dobrym widowiskiem, a niekorzystny wynik dla "Boys in green" nie przeszkodził mi w pokochaniu ich całym sercem. Nawet nie wiecie jak bardzo pragnęłam wskoczyć tam do nich na trybuny i śpiewać, tańczyć, cieszyć się razem z nimi! Mecz minął bardzo szybko, jednak pomimo późnej godziny wcale nie odczuwałam zmęczenia, pewnie spowodowane było to adrenaliną, która jeszcze we mnie siedziała. Szybko zgarnęliśmy swoje rzeczy i wskoczyliśmy do busu, który odwiózł nas na miejsce zbiórki, gdzie czekali na nas już rodzice. Zanim ostatecznie się pożegnaliśmy z opiekunami otrzymaliśmy mini Tango12, które zostały ufundowane przez obie z reprezentacji (opiekun powiedział nam, że zawsze reprezentacje mają coś przygotowane dla dzieciaków podających piłki).
I wiecie co? Widok Poznania nocą pełnego kibiców ubranych w zielone stroje przemieszane osobami w bluzkach z czerwono-białą kratkę to naprawdę cudowny widok...
I tak dotrwaliście ze mną do końca mej przygody. Starałam się jak najwierniej odtworzyć emocje towarzyszące temu wydarzeniu, mam nadzieję że udało mi się to chociaż w maleńkim stopniu :) A tak na pocieszenie - zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia :D!

Jak obiecałam - rozpiska stadionu :)

Moje Predatory, które niestety spędzają swe życie pod mym łóżkiem, gdyż korzystam z nich tylko gdy mam wf na dworze (a po za tym są to jedne z najwygodniejszych butów jakie gościły na mych nogach, o pierwsze miejsce walczą z moimi Asics'ami :D)

Hipsterskie zdjęcie hipsterskiej opaski na ręki, bardziej oryginalna niż opaska z Coke'a (tak zaopaskowani zostali wszyscy uczestnicy programów młodzieżowych)

Moja eurowa bluza :) (dołem wystają spodnie od dresu)

O, a takie wytłoczenia znajdują się na bluzie i bluzce :)

Strój w wersji na pogodę bezdeszczową i słoneczną :)

Moje małe Tango 12 :)

I have photo with Slavek i Slavko so your arguments are invalid!

A tutaj z szkolenia z przedstawicielką UEFA. Za nami ścianka, przy której odbywały się wywiady z graczami. Pani po lewej to nasza opiekunka, a ci panowie po prawej nie uciekli z reprezentacji Hiszpanii, mimo że stroje wskazywały by na to :D

Taka tam ja na tle bramy, pod którą przechodziły obydwie drużyny. Ten człowiek z kamerą to jeden z tych co kręcili nasze wyjście na boisko. Nie mam kompletnie pomysłu po co on tak mnie kręcił, wcześniej jeszcze bardziej się wpieprzał w kadr :D

Tacy tam my z drugiej strony bramy (FEJM, FEJM, FEJM!)

I takie na koniec. Cała dwunastka szczęśliwców z meczu Irlandia - Chorwacja. (I zwariowany kamerzysta)


PS. Myśleliście, że to ja mam mega farta? bicz plis. Jedna z dziewczyn 16 czerwca była również w Flag Team na meczu Polska - Czechy.